Źródła Gangi
Tadeusz Solecki. Wspomnienia z wyprawy 2018 roku
Jest koniec sierpnia 2018 roku i znów jesteśmy w Delhi, zaczynamy kolejną przygodę. Hasło przewodnie to „Joga u źródeł Jamuny i Gangi”. Tym razem pogoda nam nie sprzyja, bardzo silny i przedłużający się monsum zakłócił nasze plany odnośnie Jamuny. Drogi były tam całkowicie rozmyte . Zmusiło nas to do modyfikacji planów. Można zapytać dlaczego źródła tych dwóch rzek są tak interesujące. Otóż obie wypływają z Himalajów Garhwalu, Jamuna z doliny Yamunotri na wysokości ok 3293 m.npm i lodowca Champasar ok. 4421 m n.p.m., a Ganga z zlodowca Gomukh na wysokości ok. 4000 m n.p.m. nad Gangotri. Jamuna przepływa przez Delhi i łączy się z Gangą w Allahabadzie. Obie są ogromne i obie są uważane za święte. Moje pierwsze spotkanie z Gangą nastąpiło w Haridwarze, do którego dotarliśmy po trudnej podróży z Delhi. Haridwar to Święte miasto w hinduizmie i miejsce licznych pielgrzymek. Zwiedziliśmy tam Świątynie Chandi Devi położonej na wzgórzu Neel Parwat. Szczyt góruje nad miastem i roztacza się z niego piękna panorama na miasto i rozlewiska Gangi. Szliśmy w olbrzymim tłumie(rzece ludzkiej) przechodząc kolejne pomieszczenia i poziomy w końcu doszlimy do głównego sanktuarium i tam zaskoczeni usłyszeliśmy „ 100 rupii za otrzymanie błogosławieństwa „ oraz tilaka , no cóż zero duchowości i kasa na każdym kroku. Nie tego się spodziewaliśmy, a może byliśmy zbyt zmęczeni podróżą.
Z ulgą zeszliśmy ze wzgórza wprost nad Gangę, a tam widać było już wielu Hindusów zanurzających się w rwącym nurcie Gangi.
Tam po raz pierwszy zanurzyłem się w Gandze, co za ulga, jaka przyjemność spłukać z siebie trudy podróży. O, to była duuuża przyjemność po nocy spędzonej w pociągu. Od tej pory cały czas Ganga nam towarzyszy. Przed Rishikesh w miejscowości Wirbhadra spędziliśmy kilka dni w aśramie Swamiego Ramy. Swami Rama był niezwykłym człowiekiem, był oczywiście joginem, ale też naukowcem, filozofem i poetą. W jodze starał się powiązać duchowość z nauką. W aśramie prowadzone są m.in. badania związane z oddziaływaniem stanu medytacji na pracę mózgu. Ale Swami Rama był również działaczem społecznym, doprowadził do powstania Himalayan Institute Hospital Trust, którego celem jest opieka zdrowotna i rozwój terenów wiejskich w Himalajach Garhwalu. To była bardzo znacząca postać dla regionu Garhwalu. Odpoczeliśmy tam kilka dni, uczestnicząc w wykładach i doskonaląc naszą jogę.
W Dehradun zwiedziliśmy największy w Uttarakhand szpital i ośrodek medycyny ajurwedyjskiej, powstały właśnie z inicjatywy Himalayan Institute Hospital Trust. Mogliśmy tam uzyskać diagnozę medyczną , a nawet podać się zabiegowi masażu z olejkami nasyconymi ziołami himalajskimi. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Poczuliśmy się oczywiście lepiej… po masażu.
Cały czas otaczają nas góry , częściowo są ukryte za chmurami lub przesłonięte mgłą znad Gangi. W końcu opuszczamy dolinę i ruszamy w góry, naszym celem jest Masuri nad Szczęśliwą Doliną znaną z tego, że osiedlali się tu uchodźcy z Tybetu i przebywał tu Jego Świątobliwość Dalaj Lama. Na wzgórzu nad Masuri jest świątynia tybetańska , a nieco powyżej niej plato, z którego rozciąga się dookólna panorama na Himalaje Garhwalu, ale można również dostrzec wysokie Himalaje.
W Uttarakhand podobnie jak w Himachal Pradesh jest sporo gorących źródeł, niektóre jak w Tatapani w Himachal Pradesh są dosłownie przy drodze , a niektóre takie jak w Vashist są zabudowane basenami, tak też jest w Gangeli , tuż przed Gangotri. Położony na stromym zboczu kompleks , składa się z basenów i miejsc gdzie można umyć się i wybiczować strumieniem wody. Skorzystaliśmy i my z możliwości kapieli w siarkowych wodach.. Było bardzo przyjemnie, choć ludzi przyjeżdżających specjalnie do tych źródeł było sporo.
Ruszamy w kierunku Gangi, ale tu podobnie jak Himachal Pradesh spotykały nas obrywy górskich dróg i trzeba był niejednokrotnie czekać aż wojsko i inne służby umożliwiły przejazd. Gangotri jest ostanim miasteczkiem – wsią (3042 mnpm) potem już tylko Park Narodowy Gangi i Himalaje. W Gangotri jest przełom Gangi, a wodospad jaki w pobliżu tworzy Ganga to wodogrzmoty tzw. Gangarati , wrażenie jest ogromne bo Ganga w górnym biegu wcale nie jest małą rzeczką, za wodospadem Ganga przeciska się przez skały tworząc malowniczy głęboko wcięty przełom. Niedaleko jest też jaskinia , w której jak przekazują źródła indyjskie ukrywali się Pandawowie (historia opisana w eposie Mahabharata) , a obecnie zamieszkuje ją pustelnik. Rozmawialiśmy z nim, jeśli to można nazwać rozmową, nie był szczególnie przychylny „białasom” z góry zakładał , że i tak nie rozumiemy tego co on tam robi i dlaczego….
Za to teren był bardzo piękny były tam nawet wolne „do wzięcia „ częściowo przygotowane do zasiedlenia miejsca. Władze Indii traktują pustelników z dużą troską i dbają też o ich dalsze funkcjonowanie, nawet jeśli jest to teoretycznie życie poza społeczeństwem.
Z Gangotri jest wspaniały widok za Shivling ( 6543 m n.p.m.) to wspaniały szczyt, którego bryła przypomina twarz człowieka w kapturze. Ten piękny szczyt przyciaga himalaistów, również Polaków. Niestety w 2016 roku na wspinając się na niego drogą czeską , zginęli Grzegorz Kukurowski i Łukasz Chrzanowski.
Idziemy doliną Gangi podziwiając bryłę Shivlinga, nazwa szczytu jest na cześć Pana Shivy, jednego z najważniejszych bogów w hinduiźmie. Hindusom kojarzy się on z lingamem, ale dla mnie to raczej wizerunek zakapturzonej twarzy, tym bardziej , że śnieg w podszczytowych kotłach to jakby oczy, a niżej chmury zasłaniały podstawę. Ale oczywiście to moje skojarzenia.
Przed wyruszeniem do źródeł Gangi każdy turysta musi przejść badania lekarskie polegajace na sprawdzeniu cisnienia, tętna i saturacji, nam się udało …. puścili nas.
Wyjście na szlak zaczyna się od przejścia przez kontrole paszportow i uiszczeniu opłaty, wchodzimy na teren parku narodowego, prawie jak w Kościeliskiej tylko na szczęście nie ma w ogóle ceprów. Sam szlak zmienia się w zależności od tego jak opady i zima go zmieniły (zniszczyły), wiedzie raz lewym raz prawym brzegiem Gangi. My szliśmy lewym brzegiem Gangi mijając Sosnowe Schroniska – Chirbasse i pokonując co chwila potoki spływające z okolicznych zboczy. Towarzyszyły nam kozice pasące się na zboczach , które zupełnie jednak nie zwracały na nas uwagi. Teren jest w miarę łatwy z wyjątkiem rwących strumieni które przekraczamy po chybotliwych mostkach. Dochodzimy do Bhojbassy (3600 mnpm) czyli Brzozowego Schroniska , jest to baza namiotowa dla turystów , a w ogrodzonej części znajduje się baza wojskowa. Głównym zajęciem wojska jest poszukiwanie zaginionych turystów. Śpimy w namiotach typu 10-tka wojskowa, wygodnie. Prawie przypomniało mi się jak to było na Starej Polanie …. Rano pogoda jest kiepska, mgła i siąpi deszcz więc wyjście jest problematyczne, ale „duchy” były łaskawe i mgły odeszły w bok, a nam ukazały się przepiękne szczyty, nad całą doliną dominuje Shivling, choć nie jest najwyższym szczytem w tym masywie . Ruszamy, a droga staje się coraz bardziej wymagająca, głównie z uwagi na osuwiska i luźne kamienie. Do źródeł Gangi jest ok 3 godz. Ganga wypływa spod lodowca Gaumukh na wysokości 4000 mnpm. Jest od razu dużą rzeką, a z lodowca co chwila urywają się kawałki lodu. Wrażenia są niesamowite, stoimy na wielkich płytach kamiennych , które wcześniej lodowiec '”obrobił” i podziwiamy piękno i majestat tego zjawiska, jak rodzi się rzeka, święta rzeka Indii. Muszę tu dodać , że generalnie uwielbiam wodę i kąpałem się w Gandze jak tylko to było możliwe od pierwszego dnia w Haridvarze , więc teraz będąc u źródeł Gangi najpierw dokonałem nieomal rytualnych ablucji, a potem nie mogłem się powstrzymać i zanurzyłem się całkowicie w wodzie z pływającymi kawałkami lodu nie czując absolutnie żadnego zimna. Jak mówią Hindusi kto obmyje się w źródłach Gangi ten zmywa z siebie wszystkie grzechy (no trochę przez te paredziesiąt latek mogło się nazbierać). A więc teraz czuję się oczyszczony…
To było z pewnością jedno z najbardziej znaczących przeżyć w moich górskich wędrówkach. Powrót ze źródeł to już była wędrówka, której towarzyszyła z jednej strony satysfakcja z realizacji celu , a z drugiej strony żal, że już trzeba wracać. Można tu powtórzyć za Harasymowiczem ” w górach jest wszystko co kocham…..”
Z Gangotri jedziemy do Rishikesh, w hinduiźmie jest to święte miasto i ważne miejsce pielgrzymkowe. Pielgrzymi zwykle udają się nad brzeg Gangi i po obmyciu wodami ofiarowują Gandze wianki kwiatów z zapalonymi lampionami, mieliśmy możliwość obserwować taką pielgrzymkę , która przybyła z miejscowości oddalonej o 300 km. Ciekawym faktem jest również to , że w tym mieście tworzyli muzykę Beatlesi, a Gorge Harrison nawet tam zamieszkał..
Odbywają się w nim festiwale jogi , a miasto jest uważane za światową stolicę jogi.
W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze jeden ośrodek jogi, a właściwie całe miasto, Patanjali. W tym ośrodku jest m.in. sala do jogi, gdzie jedocześnie może ćwiczyć 10 000 . osób. W miasteczu tym jest szereg budynków, gdzie każdy może zamieszkać czasowo lub na stałe. Ceny są przystępne. Jest tam również ośrodek medycyny ajurwedyjskiej, badający stare receptury i produkujący nowe leki. To było również ciekawe doświadczenie.
Z tej wyprawy zapamiętam na pewno jeszcze odwiedzenie w Saharanpur biblioteki liści palmowych i spotkanie z dr Kedarnathem Prabhakarem i jego rodziną. Przechowują oni w swoim domu Bhrygu Samhity czyli na liściach palmowych zapisane charakterystyki ludzi urodzonych w różnych konfiguracjach planet. Tak to też było bardzo ciekawe i pouczające spotkanie. Czcigodny dr Prabhakar poświęcił nam swój czas i każdemu powiedział co go może czekać w przyszłości i jakie jest jego pochodzenie. Oczywiście zainteresowało go hinduskie imię mojej żony, okazało się , że oboje w poprzednich wcieleniach mieszkaliśmy w południowych Indiach, nic więc dziwnego , że dobrze czujemy się w tym kraju choć najlepiej jednak na północy w górach.
To już są doliny, po pobycie w górach niziny nie działają na nas dobrze, klimat też jest bardziej dolegliwy, jest parno i gorąco, a deszcze padają codziennie. W Saharanpur po nocnej ulewie, wyszedłem o świcie na balkon hotelu i kiedy chmury trochę się podniosły zobaczyłem oszałamiającą panoramę Himalajów, kiedy już oczy nasyciły się widokiem, zacząłem robić zdjęcia. To było nasze pożegnanie z Himalajami i Indiami. Dziękujemy
Teraz mamy 2022 rok i cóż czas byłby żeby znów ruszyć w Himalaje, a czemuż by nie, przecież wszystko jest możliwe.
Pozdrawiam wszystkich
Tadeusz Solecki